Nowa era na rynku mieszkań: mniej paniki, więcej rozsądku?
Nieruchomości. Raz wszyscy kupują je w panice, innym razem panuje marazm i czekanie na lepsze czasy. Ostatnie lata dostarczyły nam tyle zwrotów akcji, że trudno byłoby wymyślić lepszy scenariusz filmowy. Pandemia, lockdowny, niskie stopy procentowe, a potem nagłe podwyżki – wszystko to sprawiło, że rynek raz przyspieszał jak rozpędzony rollercoaster, a raz zaciągał ręczny hamulec.
Od „taniego pieniądza” do drogiego kredytu.
W czasie pandemii stopy procentowe spadły, a banki chętnie udzielały kredytów. Nagle Polacy mogli pożyczyć więcej. Ci, którzy się zdecydowali, kupowali mieszkania, wykańczali je, a deweloperzy – choć ostrożni – zaczęli podnosić ceny. Popyt rósł błyskawicznie, a podaż była ograniczona.
Do tego doszedł dodruk pieniędzy i zerwane łańcuchy dostaw, co tylko podkręciło spiralę wzrostów. W efekcie mieszkania kupowane za 250 tys. zł w 2020 roku po kilku latach sprzedawano często za dużo więcej.
Ale potem przyszło otrzeźwienie. Wzrost inflacji zmusił bank centralny do drastycznych podwyżek stóp procentowych – raty kredytów w wielu przypadkach niemal się podwoiły. Dla części właścicieli to był moment kryzysowy, a na rynek trafiło sporo mieszkań z rynku wtórnego.
2024 – czas zaciągniętego hamulca.
Wysokie stopy procentowe ograniczyły zdolność kredytową Polaków. Rynek stopniowo się zatrzymywał, a wielu kupujących wstrzymywało się z decyzjami, licząc na spadki cen lub rządowe programy wsparcia. Obiecywano różne rozwiązania, ale ostatecznie nic wielkiego się nie wydarzyło.
Deweloperzy w tym czasie walczyli o klienta rabatami, dodatkowymi miejscami parkingowymi czy elastycznymi harmonogramami płatności. Kto był zdeterminowany, mógł wynegocjować naprawdę dobre warunki – ale wielu po prostu czekało.
2025 – pierwsze obniżki stóp i powrót zainteresowania.
Od połowy 2025 roku sytuacja zaczęła się zmieniać. Najpierw niewielkie obniżki stóp, potem kolejne – i nagle raty kredytów stały się nieco lżejsze. To od razu przełożyło się na większą aktywność kupujących. Na rynku pojawił się sentyment, którego brakowało od dłuższego czasu – pozytywne nastawienie.
Deweloperzy zauważyli, że klienci wracają, i zaczęli stopniowo twardziej negocjować. Zmniejszyła się elastyczność, a rabaty nie były już tak oczywiste.
Co z rynkiem najmu?
Widać rosnącą profesjonalizację rynku. Powstają duże inwestycje instytucjonalne, które oferują setki mieszkań w formule „abonamentowej”. To zmienia obraz rynku, choć wciąż brakuje większych lokali dla rodzin – to segment, w którym popyt pozostaje silny.